Moje wybory - Filologia Polska
Decyzja padła nagle, choć była dobrze przemyślana. Początkowo chciałam zostać grafikiem, bo podobało mi się wyobrażanie mojej osoby w ołówkowej spódnicy z dobrym zarobkiem, jednakże życie miało nieco inny plan. Kiedyś o tym myślałam, analizowałam w głowie i bardzo teoretyzowałam, ale szybciutko zniechęcili mnie ludzie mi najbliżsi, dlatego raz dwa wymazałam ten pomysł z tablicy i brnęłam dalej w wyobrażenie o niesamowitych pieniądzach, bo tylko ta myśl odwodziła mnie od przeznaczenia. Dopiero po pewnym czasie dotarło do mnie to jaka jestem naprawdę, co mi gra w duszy i co sprawia, że jestem szczęśliwa. Uwierzcie bądź nie, ale zdecydowanie nie jest to najnowszy mercedes, najlepszy telefon czy ogromny dom z basenem, którego nie jestem w stanie sama posprzątać. Szczęście dają mi ludzie i poczucie, że jestem potrzebna. Odkąd pamiętam chciałam być kimś, chciałam zmieniać świat i postrzeganie. Mój pierwszy plan to było zostanie piosenkarką, ale nie wyszło, dlatego postanowiłam zostać nauczycielką i jestem już na tyle dorosła, że mówię to na głos, z dumą i pełną odpowiedzialnością.
Pracując za granicą na wakacjach, sezonowo, tylko się utwierdziłam w tym, że to nie dla mnie, że jestem typem mózgowca, który musi mieć cel. Zrozumiałam, że studia to jedyna dobra droga, bo na jej końcu będzie moje szczęście. Pamiętam jak dziś, jak wszyscy wyśmiewali się, gdy tylko mówiłam o kierunku studiów, jak drwili i rzucali głupie żarty, które krążą w internecie od lat. Wtedy właśnie zaczęłam się wstydzić swoich wyborów. Ba! Nawet przeszło mi przez myśl, by zostać i dalej pracować na magazynie, bo lepszy zarobek. Dzięki Bogu mam przy sobie osoby, które mnie od tego odwiodły i kazały wręcz ukończyć, albo chociaż spróbować to co zaczęłam. W tym momencie, z tego miejsca chciałabym im bardzo podziękować, bo dzięki nim zaczęłam najlepszy okres w swoim życiu.
Studia można przeżyć po swojemu i w dobrym towarzystwie.
Znam wszystkie plotki, ploteczki i stereotypy, ale od samego początku wiedziałam, że ja takim studentem nie będę. Po pierwsze nie przepadam za dużymi ilościami alkoholu, głośne imprezy odpadają, a kluby jak dla mnie są wylęgarnią przypadkowego seksu (oczywiście nie zawsze, wszędzie i nie wszyscy). Dlatego znalazłam sobie towarzystwo, które nie imprezuje zbyt wiele, ale z drugiej strony trochę wyciąga mnie z mojej strefy komfortu, za co jestem im niezwykle wdzięczna. Dzięki nim mogę przeżywać studenckie życie w każdym aspekcie, ale tak jak mi pasuje i nie skacząc w przepaść, tracąc osobowość. To jest mój pierwszy plus studiowania, świetne koleżanki i prawdziwe przyjaźnie.
Nauka dla siebie, nie dla innych.
W końcu i na reszcie uczę się tego co mnie interesuje i w takim stopniu jaki mnie zadowoli. Na studiach nie ma czegoś takiego jak kujoństwo i same piątki, przynajmniej w moim mniemaniu. Bo tutaj trzy jest osiągnięciem, z przedmiotu bardzo trudnego, ale i z tego, który interesuje nas nieco mniej. Nikt nie kręci nosem, nie poniża, nie rzuca tekstów w stylu "stać cię na więcej", bo wszyscy zdają sobie sprawę, że specjalistyczna nauka to nie przelewki. Jeśli jakiś przedmiot jest dla mnie czymś nieciekawym to uczę się tylko tyle, żeby zdać, jeśli jednak coś mnie interesuje to rozgryzam temat na małe kawałki, przewalam kolejne tomy ksiąg i dostaję piątkę, a taka piątka to czysta satysfakcja.
Studia nie są dla każdego.
I to sprawa święta, co jednak nie znaczy, że nie warto próbować.
Jeśli żaden kierunek nie wzbudza w Tobie zainteresowania to poczekaj.
Jeśli nie jesteś pewien to poczekaj.
Jeśli jednak nie lubisz się uczyć to sobie odpuść.
Bo nikt nie podaje niczego na tacy. W większości przypadków na wykładach przekazuje się niewielki procent potrzebnej wiedzy. Trzeba się przyjaźnić z bibliotekarką i przemierzać odmęty internetu, o których nie mieliśmy zielonego pojęcia, czytać przypisy, wstępy do książek i artykuły naukowe.
No i najważniejsze, trzeba być zawziętusem z pasją w sercu, bo inaczej mimo wielkich chęci po prostu myśl o poddaniu jest przyjemniejsza i bardziej kusząca.
A na koniec tego chaotycznego wpisu, któremu może trochę brakuje merytoryki i porządku, kilka stereotypów albo komentarzy, które usłyszałam przez ubiegły rok.
Jeśli zaś chodzi o zarobki, to faktycznie nie są najwyższe, ale wystarczy spojrzeć na to z innej strony. Etat większości to 40 godzin tygodniowo, nauczyciel ma ich jedynie 18, a cała reszta, czyli praca w domu zajmie mu maksymalnie 10, więc chyba nie jest to całkiem przegrana sprawa.
Pracując za granicą na wakacjach, sezonowo, tylko się utwierdziłam w tym, że to nie dla mnie, że jestem typem mózgowca, który musi mieć cel. Zrozumiałam, że studia to jedyna dobra droga, bo na jej końcu będzie moje szczęście. Pamiętam jak dziś, jak wszyscy wyśmiewali się, gdy tylko mówiłam o kierunku studiów, jak drwili i rzucali głupie żarty, które krążą w internecie od lat. Wtedy właśnie zaczęłam się wstydzić swoich wyborów. Ba! Nawet przeszło mi przez myśl, by zostać i dalej pracować na magazynie, bo lepszy zarobek. Dzięki Bogu mam przy sobie osoby, które mnie od tego odwiodły i kazały wręcz ukończyć, albo chociaż spróbować to co zaczęłam. W tym momencie, z tego miejsca chciałabym im bardzo podziękować, bo dzięki nim zaczęłam najlepszy okres w swoim życiu.
Studia można przeżyć po swojemu i w dobrym towarzystwie.
Znam wszystkie plotki, ploteczki i stereotypy, ale od samego początku wiedziałam, że ja takim studentem nie będę. Po pierwsze nie przepadam za dużymi ilościami alkoholu, głośne imprezy odpadają, a kluby jak dla mnie są wylęgarnią przypadkowego seksu (oczywiście nie zawsze, wszędzie i nie wszyscy). Dlatego znalazłam sobie towarzystwo, które nie imprezuje zbyt wiele, ale z drugiej strony trochę wyciąga mnie z mojej strefy komfortu, za co jestem im niezwykle wdzięczna. Dzięki nim mogę przeżywać studenckie życie w każdym aspekcie, ale tak jak mi pasuje i nie skacząc w przepaść, tracąc osobowość. To jest mój pierwszy plus studiowania, świetne koleżanki i prawdziwe przyjaźnie.
Nauka dla siebie, nie dla innych.
W końcu i na reszcie uczę się tego co mnie interesuje i w takim stopniu jaki mnie zadowoli. Na studiach nie ma czegoś takiego jak kujoństwo i same piątki, przynajmniej w moim mniemaniu. Bo tutaj trzy jest osiągnięciem, z przedmiotu bardzo trudnego, ale i z tego, który interesuje nas nieco mniej. Nikt nie kręci nosem, nie poniża, nie rzuca tekstów w stylu "stać cię na więcej", bo wszyscy zdają sobie sprawę, że specjalistyczna nauka to nie przelewki. Jeśli jakiś przedmiot jest dla mnie czymś nieciekawym to uczę się tylko tyle, żeby zdać, jeśli jednak coś mnie interesuje to rozgryzam temat na małe kawałki, przewalam kolejne tomy ksiąg i dostaję piątkę, a taka piątka to czysta satysfakcja.
Studia nie są dla każdego.
I to sprawa święta, co jednak nie znaczy, że nie warto próbować.
Jeśli żaden kierunek nie wzbudza w Tobie zainteresowania to poczekaj.
Jeśli nie jesteś pewien to poczekaj.
Jeśli jednak nie lubisz się uczyć to sobie odpuść.
Bo nikt nie podaje niczego na tacy. W większości przypadków na wykładach przekazuje się niewielki procent potrzebnej wiedzy. Trzeba się przyjaźnić z bibliotekarką i przemierzać odmęty internetu, o których nie mieliśmy zielonego pojęcia, czytać przypisy, wstępy do książek i artykuły naukowe.
No i najważniejsze, trzeba być zawziętusem z pasją w sercu, bo inaczej mimo wielkich chęci po prostu myśl o poddaniu jest przyjemniejsza i bardziej kusząca.
A na koniec tego chaotycznego wpisu, któremu może trochę brakuje merytoryki i porządku, kilka stereotypów albo komentarzy, które usłyszałam przez ubiegły rok.
"Idę na filologię, bo lubię czytać"
Słyszałam ten tekst milion razy, ale kompletnie go nie rozumiem, bo przecież czytać można wszędzie i za darmo, nie trzeba mieć do tego wykształcenia wyższego. Po za tym można przeczytać milion książek i wiedzieć wszystko, ale nie umieć tego przekazać, a można przeczytać tylko jedną i oczarować absolutnie wszystkich. Udowodnił to nie jeden maturzysta.
"Na filologię polską można iść i przejść niezauważonym nie robiąc nic"
Gorszej bzdury nie słyszałam! Ja nawet jestem skora powiedzieć, że na filologi robi się dużo za dużo! Sesją, sesją, ale trzeba się do niej porządnie przygotować. Cała bajka zaczyna się od spojrzenia w sylabus i załamania rąk, a dopiero później jest płacz, zgrzytanie zębami i wycieczki do biblioteki. Masa streszczeń, masa opracowań i interpretacji no i same dzieła, które nie zawsze są odpowiedzią na jakiekolwiek pytanie. Chociażby gdy zdawałam oświecenie, dostałam 150 pytań i większość z nich wyglądała tak: Omów zagadnienie na podstawie powieści lub wątku, lub twórczości danego autora. No i tu zaczynają się wysokie schody, przez które trzeba przebrnąć czytając dużo więcej i przerzucając kolejne strony w odmętach internetu.
"Bycie nauczycielem to niewdzięczny zawód z niskimi zarobkami"
Otóż nie do końca... Niewdzięczna może być praca w kamieniołomie, choć i to nie do końca. Możliwość nauczania, nie jedynie suchej wiedzy, ale i spojrzenia na wiele spraw jest ogromnym darem. Możliwość kształtowania młodego pokolenia, tworzenia nowych ścieżek i zachęcania oraz dodawania otuchy, jest misją. Jeśli mogę zmienić świat, jeśli mogę wpłynąć na to jak będzie wyglądała przyszłość, nawet w najmniejszym stopniu, chce tego. Jeżeli mam zmienić tysiąc osób, albo tylko jedną, zrobię to. Po za tym dzieci potrafią dostarczyć zmartwień i zgryzoty, ale i radości, bo przecież jedynie one jeszcze nie są skażone problemami.Jeśli zaś chodzi o zarobki, to faktycznie nie są najwyższe, ale wystarczy spojrzeć na to z innej strony. Etat większości to 40 godzin tygodniowo, nauczyciel ma ich jedynie 18, a cała reszta, czyli praca w domu zajmie mu maksymalnie 10, więc chyba nie jest to całkiem przegrana sprawa.
"Nauka w szkole? Każdy znawca jest w stanie to zrobić"
I tak i nie. Są ludzie, którzy mają ogromną wiedzę, chłoną ją jak gąbka, ale nie potrafią jej przekazać. Oni wiedzą i już, a inni są głupi skoro tego nie rozumieją. Trzeba tak mówić, żeby wszyscy zrozumieli, trzeba być cierpliwym, wymagającym, ale i ludzkim po prostu. Na nauczycielstwo nie ma żadnej metody, nauki, zasady czy reguły, to trzeba czuć. Mądry może być każdy, naukowcem może być każdy, ale bycie nauczycielem to zespół cech, które albo się posiada, albo trzeba je wypracować, ale w żadnym przypadku nie da się ich "wyuczyć" z książek.
A czy wy studiujecie? Jakie jest wasze zdanie na ten temat? Chętnie poczytam o tym w komentarzach!
Pozdrawiam Was cieplutko! ♥
Pozdrawiam Was cieplutko! ♥