Rok ze mną - Jesień

Rok ze mną - Jesień

Przychodzi w pomarańczowej sukni do ziemi. Za nią ciągnie się niedługi tren, który delikatnie aczkolwiek stanowczo spycha liście na boki. Jesień idzie dumnie, ale spokojnym krokiem rozglądając się na boki. Nie jest tak lekkomyślna jak lato i tak radosna jak wiosna, po prostu stoicko mknie przez lasy usłane pomarańczowo-czerwono-brązowymi liśćmi. W powietrzu unosi się cisza, która relaksuje, ale i zmusza do refleksji. Nie jest ani wdechem, ani wydechem, jest tym momentem pomiędzy, gdy powietrze kumuluje się w płucach i czeka na ten wyjątkowy moment, w którym będzie mogło się ulotnić. Chwila się dłuży, ale wcale nie jest nieprzyjemna, wręcz przeciwnie. Oczekiwanie w zamyśleniu, to jest cała ona.
Na jej ramionach spoczywa cieniutka chusta, która chroni ją przed chłodem i wiatrem, który zerwał się nagle. Rozwiewa jej rozpuszczone, rude włosy, ale ona jedynie odgarnia pojedyncze pasma. Jej wyraz twarzy jest niejasny, nie maluje się na niej nic konkretnego. Oczy mimo wszystko są ciekawskie, łapią każdy moment i zapisują go skrupulatnie, by móc później na spokojnie go zanalizować. Nawet delikatny deszcz nie jest w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Spodziewała się go i w pełni akceptuje rzeczywistość, która ją otacza. Jest melancholiczką i nigdy się tego nie wstydzi. 
Jesień jest filozofem z tolerancją. 


Jesień to moje odbicie w lustrze, widzę ją bardzo wyraźnie pomimo tego, że nie jestem ruda ani nie noszę pomarańczowych ubrań. Jest obserwatorem i kronikarzem. Jest zrównoważona, ale i zaciekawiona. Dlatego tak dobrze się rozumiemy. Spacerujemy razem, równym krokiem, ale nie rozmawiamy zbyt wiele. Każda z nas rozgląda się na boki i próbuje rozgryźć świat. Otacza nas jedynie dźwięk szeleszczących liści. To pora roku, która otwiera moją duszę i pozwala, bym zaczynała budować fundamenty od nowa. Czasem to właśnie od jesieni zależy jaki będzie ten kolejny rok, dlatego to od niej zaczynam ten cykl na blogu. Nie wiem jak będzie w tym roku, ale mam nadzieję, że przyjdzie mi się nią cieszyć jak najdłużej. Wesołą nowiną jest to, że już nie będziemy spacerować same, bo od dziewięciu miesięcy towarzyszy mi mała biała kulka, którą już znacie. Cieszę się, że to właśnie ja będę mogła jej ukazać uroki jesieni. 

W tamtym roku we wrześniu byłam bardzo zagubiona. Dopiero wróciliśmy za granicy, właściwie miałam wrażenie, że startuje na nowo. Po pierwsze rozpoczynałam swoje wymarzone studia, na których miałam poznać nowe osoby. Po drugie ponownie musiałam się przyzwyczaić do mieszkania z rodzicami, a przy tym bardzo stresowałam się tym co mnie czeka w tym nowym roku akademickim. Taki też był mój cały rok. Bardzo zaniedbałam wiele spraw, ale przy tym odkryłam wiele swoich twarzy. Motałam się w dorosłości i stresowałam się absolutnie wszystkim. Wstydziłam się za siebie, ale i za moich bliskich. Podkulałam ogon zbyt często i nie pozwalałam sobie wstrzyknąć odpowiedniej dawki wiedzy. Zagubienie, to odpowiednie słowo. 


Jesień to herbata z pomarańczą i goździkami. To zawijaki cynamonowe, które nigdy mi się nie znudzą. To grubsza kurtka i cieńsze swetry. To botki, które w połączeniu z czarnymi spodniami wyszczuplają nogę. To spadające liście z drzew. To zamknięcie starych spraw i zrobienie sobie miejsca na nowości. To szal w kratę i czerwone paznokcie. To ciemne, matowe usta i kok na czubku głowy. To czytelnicze wieczory pod kocem. To grube, wełniane skarpety. To muzyka akustyczna. To czas refleksji i zamyślenia. To długie spacery i kawa chai latte. To deszczowe noce i ponure poranki. To porwiste wiatry i błoto. To radość z ciepłego mieszkania i tony przeczytanych książek. 
Jesień to mój czas, absolutnie i w pełni.

Książka na jesień: "November 9" Colleen Hoover
Playlista na jesień: Autumn Leaves (spotify)



Każdy dzień płynął jak woda w rzece, powoli i delikatnie poruszał swoimi falami, uderzającymi o stały ląd. Każde zatknięcie z ziemią zostawia rysę, małą nic nieznaczącą skazę, która rodzi wspomnienie.
Czułam spokój, który był we mnie. Chaos, który mnie otaczał nie wzbudzał we mnie uczuć. Pustka to jedyna emocja, jaka istniała w moim wnętrzu. Wołała o pomoc, ale nikt nie słyszał. Wszyscy byli zajęci czymś zupełnie innym, czymś mniej istotnym. Moim ciałem, a nie duszą.
Dano mi życie, by mi je zabrać. Brutalnie i bez skrępowania wyrwać mi je z drżących dłoni, które wciąż błagają. Czy czułam nienawiść? Czy wołałam o pomstę do nieba? Nie. Pogodziłam się z tym, co mnie czeka. Postanowiłam stawić temu czoło, by z każdym kolejnym dniem odznaczyć mały sukces. 

Wtedy pojawił się on. Uśmiechnięty, młody mężczyzna, który nie umiał kochać. Też umierał, ale wolniej. Wciąż była dla niego szansa. Sam powtarzał, że nie ma nic do stracenia, a jednak miał wiele. Okłamywał siebie i innych, bo tak mu było wygodniej.
Często przychodził. Mówił, opowiadał, czasem nawet żartował. Doskonale wiedział, co robić, żeby było lepiej. Bezinteresowność jego odwiedzin dawała mi siłę.
Lekarze z każdym kolejnym dniem stawali się mniejszymi wrogami.
Pielęgniarki wkłuwały igłę nieco mniej boleśnie.
Mama wspierała bardziej.
Kroplówka już nie uwierała.
A sala szpitalna nabrała kolorów.
To on. Zmienił wszystko, to czego nie umieli zmienić inni. Swoim poczuciem humoru, uśmiechem, spojrzeniem, zmienił mnie. Dał mi rąbek nadziei, która z każdym kolejnym dniem wzrastała. 

Gdy wszystko wydawało się lepsze, a przyszłość nie była już czarną plamą, zniknął. Na zawsze odszedł zostawiając w moim sercu zalążek nadziei. Zostawił też wiarę, że ziarenko urośnie i pozwoli mi na uśmiech. Ten wyczekiwany przez niego uśmiech, który przy nim pojawił się tylko raz. Bo to, że ciało się nie śmieje, nie znaczy, że dusza nie jest radosna. 

– Skarbie ty umierasz… – szepnęła zapłakana mama wpatrując się w moje przymknięte oczy. Powieki nie mając już siły na walkę błagały o opadnięcie.
– Nie mamo, ja wciąż walczę – odszepnęłam cicho czując jak moje mięśnie się rozluźniają, a dusza wyrywa się z rozpadającego się ciała. 
– Dlaczego dałaś jej nadzieję? – zapytał mnie siedząc obok na białej, puchowej chmurze. 
– Bo pewien ktoś powiedział, że ona zawsze przynosi coś dobrego – szepnęłam uśmiechając się
– Ciała nie mogłem uratować, ale ocaliłem chociaż duszę… – odrzekł patrząc w dal.
Ucieczka bywa wytchnieniem z krwi i kości

Ucieczka bywa wytchnieniem z krwi i kości


Mam dla was dzisiaj coś bardzo wyjątkowego, dla mnie bardzo osobistego, ale nie na tyle by kryć to
w szufladach. Chyba już wyrosłam z zabaw w chowanego i właśnie dzisiaj, już we wtorek daruje wam kawałek mojego świata. Nie jest idealny, nie jest lustrzanym odbiciem, jest moją oazą, moim azylem. Uciekam tam, raz częściej, raz rzadziej, ale wracam ilekroć jest źle, ilekroć jest idealnie. Zapraszam was w ramy dziewiętnastego wieku, gdzie czas jest przypadkowy, a miasto nie istnieje. Zapraszam was w moje piśmiennicze tereny, do mojej kuli inspiracji, do kawałka duszy, którego chciałabym dawać tutaj więcej. Mam jedynie nadzieję, że choć na moment przywdziejecie niewygodną suknie i zasłonicie twarz wachlarzem zmieszane moimi wyznaniami miłosnymi. 

Wejdźcie proszę i poczujcie się jak w swoim świecie! 


 Przylądek nadziei, listopad 1855rok.
Kochana Olgo,

Właśnie spadł biały, puchaty śnieg. Do radosnych świąt Bożego Narodzenia jeszcze trochę czasu, a w mym sercu już płonie duch zielonego drzewka i śpiewanych kolęd. Jeszcze kilka dni temu spacerowałam między drzewami, niedaleko domu, tuż za skromnym młynem i zbierałam nieduże listki, by móc zatrzymać tą jesień, choć chwilę dłużej… Pochowałam je między kartkami moich ukochanym powieści…
Och kochana! Mój płaszczyk już nie grzeje mych ramion tak przyjemnie… Pantofelki już nie te… Wciąż jeszcze czekam na skórzane trzewiki. Czarne, wiązane na niedużym obcasiku… Marzenie. Wciąż się jeszcze szyją, a mi przyszło marznąć. Na całe szczęście spacery są przyjemniejsze, a powietrze pachnie mrozem. Cisza wtedy wydaje się odpowiedniejsza, jakby potrzebna, wymagana przez naturę.
Martha, moja pomocnica, również często ze mną spaceruje. Nie tyle z obowiązku, co z przyjemności. Właściwie dużo wtedy rozmawiamy, bo mamy na to spokojną chwilę. To wyjątkowa dla mnie osoba, być może dlatego, że spędzamy ze sobą całe dnie. Gdy budzę się o poranku to jej twarz jest pierwszą, która mnie wita i wieczorem żegna mnie jako ostatnia. Zna moje prawdziwe wymiary, przed założeniem gorsetu ukrywającego niedoskonałości. Jest dla mnie wytchnieniem i jednocześnie przekleństwem. Czasem noszę go z obowiązku, a czasem czuję się w nim piękna i delikatna, niczym rosa spoczywająca na liściach bądź na źdźble trawy.
Martha to poniekąd mój sekretnik… Tak wiele o mnie wie, tak wiele sekretów skrywa… Ufam jej bezgranicznie, z całego serca, ze szczerością daruje jej myśli, które nie zawsze są zgodne z zasadami.
Śnie ostatnio o mężczyźnie. Znam go. Często przechadza się uliczkami tuż pod moim oknem. Nie spogląda w górę, więc mogę na niego jedynie patrzeć i marzyć, że to właśnie do mnie przyszedł. Ma blond włosy, zaczesane na prawą stronę i jest dość postawny. Często nosi błękitną koszulę i szary frak, idealnie dopasowany. Musi być zamożny, bo inaczej nie mógł by sobie pozwolić na tak dobrze skrojony strój. Codziennie zmierza w kierunku pobliskiego banku, dlatego podejrzewam, że jest tam pracownikiem bądź kimś ważniejszym. Choć wtedy być może znałby go mój ojciec, który prowadzi niewielki sklep spożywczy, a moja matka mu pomaga, zresztą ja również staram się jak mogę. Ostatnio podsłuchałam, że zyski być może pozwolą im na kupno czegoś nowego. Być może to będą wypieki… Moja matka tak lubi piec…
Wracając jednak do tajemniczego mężczyzny… Tak bardzo chciałabym zobaczyć jego oczy, bo to w nich jest cała dusza, cała prawda o drugim człowieku. W moich snach często leżymy na kocyku, na małej, ale zielonej polanie pośrodku lasu. Jest tam pięknie, tak nieprawdopodobnie czarująco, że aż nierealnie – właśnie stąd co noc wiem, że to jedynie sen. Mam na sobie cieniutką, przewiewną, białą suknie, niepodobną do tych, które noszę na co dzień. Być może dlatego, że nikt nas nie widzi, bo gdybyśmy byli w mieście, wśród ludzi, którzy mnie znają, nigdy nie pozwoliłabym sobie na wyzywający strój. Leżę na jednym boku, a on zaraz za mną. Żadne z nas się nie odzywa, przemawiają przez nas gesty pełne czułości. Czuję jego usta na moim odsłoniętym nagim ramieniu. Zastawia na skórze pojedynczy pocałunek. Oboje wiemy, że na nic więcej nie możemy sobie pozwolić… Obracam się ze śmiech na ustach i wtedy widzę, widzę jego oczy. Są błękitne, jak ocean w pełnym słońcu. Idealnie pasują do jego karnacji… Tak je sobie wyobrażam, być może takie właśnie są….
Głośno się śmiejemy, choć damie tak nie przystoi, ale przy nim zapominam o całej etykiecie, o tym co wypada, a co nie. Pozwalam sobie na szczęście i swobodę…
A gdy się budzę widzę krzątającą się Marthe po mojej skromnej komnacie. W pokoju jest jeszcze szaro, bo z zasady wstaję dość wcześnie. Wraz z rodziną jemy razem śniadanie, bo tylko wtedy mamy czas, by pobyć ze sobą. Maja zawsze biega rozbawiona, ściskając w dłoni kawałek chleba. Jeszcze ma czas na kodeks dam, więc bawi się ile może. To moja młodsza siostra, kochany rozrabiaka…
Rodzice prawie zawsze rozmawiają o interesach, małych i dużych, a ja staram się wrócić do rzeczywistości  i pobyć z nimi również duchem, a nie jedynie ciałem.  Odkąd pojawił się ten mężczyzna ciężko mi się skupić. Po południu czytam, w lecie na ławeczce za kamienicą, a w zimie w saloniku, popijając świeżo zaparzoną herbatę. Bądź spędzam trochę czasu przy moim śnieżnobiałym sekretarzyku. Piszę listy lub piszę coś dla Guwernantki. Czasem daje mi pracę do zrobienia samodzielnie. Zdarza mi się też odpisywać na zaproszenia towarzyskie. Nie dostaje ich wiele z wiadomych przyczyn… Jestem zbyt młoda i jestem panną. Moi rodzice za to często wychodzą i wtedy moja mama zakłada tak pięknie suknie, uszyte specjalnie dla niej. Gdy ma dobry humor pozwala mi je przymierzyć i pomimo tego, że są za duże, czuję się w nich piękna.
Tak bardzo lubię pisać, bo tylko wtedy mogę uciec w nieznane wody, które tak bardzo mnie fascynują. Mogę wtedy być prawdziwa bez nadmiaru pudru na twarzy, bez idealnie ułożonych włosów i tego przeklętego gorsetu. Bo widzisz, gdy jestem sama życie we mnie zamiera, ale tylko na niedługą chwilę, bo przecież nic nie trwa wiecznie. W listach mogę marzyć na głos i na jawie. W życiu kobieta musi być niedostępna i skryta, nawet gdy marzy o danym mężczyźnie od zawsze. To on ma ją zdobyć i wierzyć, że rozkochuję ją w sobie, gdy tak naprawdę to ona swoją niewinnością czaruje go na wszystkie sposoby. Miłość jest taka skomplikowana i dla mnie zupełnie niejasna, nieznana. Nie wiem jak to jest być kochana, nie wiem co to namiętność, nie wiem czym jest szaleństwo…
Myślę, że pójdę jutro na spacer wzdłuż mojej ulicy z nadzieją, że go spotkam. Gdy tak się stanie spojrzę mu w oczy, wtedy on skłoni się i kulturalnie przywita, a ja postaram się zapamiętać każdy najmniejszy szczegół jego głosu, każdy wyraźny ton. Gdy zobaczę jego oczy, moje myśli się uspokoją. Być może zasnę wtedy z uśmiechem na ustach, tak słodko i zwyczajnie, jak kiedyś, zanim go zobaczyłam po raz pierwszy…


Całuję i Pozdrawiam, 
Izabela 
10 rzeczy, których o mnie nie wiecie

10 rzeczy, których o mnie nie wiecie

Zainspirowana postem u Joanny_Majj z bloga Oszczędnie.Modnie.Z klasą, postanowiłam stworzyć swoją listę rzeczy, których jeszcze o mnie nie wiecie. Co prawda bloguję od niedawna, więc takich rzeczy jest wiele, dlatego tym bardziej cieszę się, że możemy się poznać bliżej. Po komentarzach widzę, że jest was coraz więcej, z czego niezmiernie się cieszę, dlatego pomyślałam, że to będzie dobry pomysł, żeby się przedstawić!

1. Piszę listy.

Już od bardzo dawna i namiętnie. Początkowo była to jedynie białą koperta i kartka w kratkę zapisana kolejnymi zwierzeniami, a dopiero od jakiegoś roku zaczęłam ozdabiać treść. Papeterię tworzę sama ręcznie, tak samo kopertę i zawsze wkładam w to całą siebie. Zazwyczaj się nie ograniczam, choć muszę się przyznać do tego, że lubię jak wszystko do siebie pasuje albo chociaż odpowiada porze roku, która panuje za oknem.
Pisuje też listy stylizowane na dziewiętnasty wiek. Zazwyczaj są fikcją, wykreowaną rzeczywistością, ale przyjemnie mi się je tworzy. Nie ograniczam się jedynie do treści, bo cała oprawa graficzna listu jest dostosowana do panujących wtedy czasów. Nie zawsze jest to zgodne historycznie, ale jakoś kompletnie się tym nie przejmujemy. Są to listy, w których odpływam!

2.Robię kartki okolicznościowe.
A przynajmniej staram się stworzyć coś wyjątkowego. Jest to jeszcze świeża sprawa, więc i samych kartek jest niewiele, ale bardzo chętnie obdarowuje nimi moich znajomych, przyjaciół jak i rodzinę. Zawsze to ciekawy dodatek do prezentu, a być może miła pamiątka. Może nie jest to jeszcze profesjonalne, może jeszcze trochę brakuje mi praktyki, ale dobrze się przy tym bawię i odprężam.



3. Oglądam za dużo seriali.
Myślę, że jest nas wiele, serialoholiczek, ale ja czasem pobijam wszelkie swoje rekordy. Potrafię być bezlitosna i pochłaniam kolejne sezony niczym tornado. Nie zważam na czas, po prostu daję się ponieść. Oczywiście nie jestem przy tym bierna, bo mam dużą podzielność uwagi. Oglądając serial piszę listy, tworzę nowe kartki albo przepisuje notatki na studia (co niestety często się zdarza).

4. Jestem absolutnym kawoszem.
Dzień bez kawy jest dla mnie dniem straconym. Odkąd posiadamy w domu ekspres nie wyobrażam sobie południa bądź popołudnia bez pysznej kawy i czegoś słodkiego (co niestety bywa zgubne). Czasem śmieję się, że gdyby nie kawa nie znalazłabym miłości mojego życia. Mój mężczyzna zawsze mi przy tym towarzyszy, już od czasów technikum. Jest to nasz mały rytuał, wręcz świętość.

5. Jestem grafikiem komputerowym
Ale jedynie na papierze. Ukończyłam technikum o tym kierunku i szło mi całkiem nieźle, ale nie widziałam się w tej roli w przyszłości. Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że chce pracować wśród ludzi, że gwar i rozmowy mnie napędzają, a komputer rozleniwia. Mimo wszystko do dzisiaj korzystam z programów graficznych do użytku własnego, ale nie traktuję tego na poważnie. Dzięki tym "zdolnościom" czasem jest mi trochę łatwiej na studiach, bo mam duże obycie z komputerem i drukarką, a jak wszyscy studenci wiedzą jest to bardzo przydatna sprawa.



6. Kupuję dużo książek, które czekają na lepsze jutro. 
Żebyście mnie źle nie zrozumieli, ja je czytam, ale w swoim czasie. Nie mogłabym prowadzić bloga z recenzjami książek, bo zdarzają mi się momenty, gdzie nie czytam nic przez pół roku, więc ten blog leżałby odłogiem. Kocham wykreowaną rzeczywistość, ale nie przymuszam się do jej poznawania, pozwalam sobie na czyste chęci.
W przyszłości marzy mi się ogromna biblioteczka, która moim osobistym zdaniem jest najpiękniejszą dekoracją.

7. Mam fioła a punkcie organizacji czasu.
Odkąd pamiętam co roku w sierpniu kupowałam sobie nowy kalendarz z nadzieją, że tym razem uda mi się go prowadzić systematycznie. Udało mi się utrzymać formę do stycznia, bo zazwyczaj wtedy cały zapał gdzieś znikał, a ja zwyczajnie stawiałam na listy TO DO. W tym momencie prowadzę Bullet Journal, o którym już pisałam na blogu i jestem bardzo zadowolona. W tej formie najbardziej podoba mi się dowolność, bo jeśli w danym tygodniu nie mam zbyt wiele do zapisania (a tak często bywało na wakacjach) to zwyczajnie go nie rozrysowywałam. Nie  denerwowały mnie puste, niewypełnione kartki czy tabelki, bo najzwyczajniej w świecie ich nie było. Wszystko tworzę pod siebie dzięki czemu zawsze wiem kiedy mamy kolokwium, kiedy jest ewentualna poprawa, czy mam coś zrobić na za tydzień, ile mam nieobecności na danym przedmiocie, ile mam czasu na napisanie danej pracy. Prawie zawsze znam odpowiedź na zadane pytanie i tak, uważam że to zaleta.

8. Mam w sobie coś z perfekcjonistki. 
Moje notatki muszą być czytelne, ale i wizualnie ładne, dlatego też często zdarza mi się przepisywać dany wykład, bo wiem, że kiedyś będę musiała się z tych kartek uczyć. Może dla wielu byłaby to strata czasu, ale nic mnie tak nie cieszy jak porządne notatki, na które miło się patrzy!
Zresztą w wielu kwestiach musi być idealnie. Chociażby moje listy zawsze są dopięte na ostatni guzik, bo nie wyobrażam sobie wysłać komuś pomiętej kartki czy koperty, na której według mnie coś nie pasuje. Czasem ta cecha bardzo mnie męczy, a czasem po prostu ją ignoruje, albo wręcz akceptuje.

9. Kompletnie nie umiem rysować, dlatego sprawę zawsze ratują naklejki a Aliexpress. 
Tutaj chciałam przemycić dwa fakty. Wariuje na punkcie niskich cen na chińskich stronach, dlatego mój listonosz niedługo zacznie mi mówić cześć, a Chińczyki postawią mi pomnik ze złota. Czasem mam wrażenie, że wydaje na tej nieszczęsnej stronie krocie, a miejsca w szafce brak, ale wtedy znajduje na YouTube dziewczyny, które kupują więcej ilościowo i jakościowo.
A co do rysowania to moim szczytem jest narysowanie prostego wianka z kilkoma listkami. Zawsze gdy na niego spoglądam to pękam z dumy!

10. Od prawie trzech lat jestem w stałym związku. 
Na koniec zostawiłam prawdziwą, soczystą wisienkę. O psie już pisałam, ale o miłości nie do końca. Mieszkamy razem w Rzeszowie, na studenckim osiedlu, na ósmym piętrze w małym mieszkanku i jesteśmy kompletnie inni, a mimo wszystko tacy sami. On pracuje, interesuje się lotnictwem i kompletnie nie pojmuje poezji, a ja studiuje polonistykę i czasem zanurzam się w opowiadaniach filozoficznych albo rozwodzę się nad jakimś porównaniem. On nie rozumie czasem tego co do niego mówię, ale słucha cierpliwie, a ja rzadko kiedy rozróżniam niektóre pojęcia, ale staram się kodować jak najwięcej i kiwać głową.

A czy wy macie choć jedną taką rzecz, o której nie wiedzą wasi czytelnicy, albo o której rzadko wspominacie? 

Pozdrawiam was cieplutko w te coraz chłodniejsze dni! 

Copyright © 2014 Pololistka , Blogger