Bo bez smutku możemy umrzeć ze sztucznego śmiechu

Bo bez smutku możemy umrzeć ze sztucznego śmiechu

- Jak Ci tam w ciszy? - napisała mama.
- Cudownie spokojnie.

Już dawno nie czułam się taka spokojna, taka nieprzejmująca się jutrem. Zawsze mam jakąś zagwozdkę, jakąś sprawę do przemyślenia lub problem do przeanalizowania. Czasem mam wrażenie, że mój mózg wciąż pracuje, nie zatrzymuje się ani na moment, nie odpoczywa. Nawet gdy śpię, śnią mi się tak piękne, niesamowite sny, że niemożliwe jest to, że on w tym nie uczestniczy. Dlatego taki spokój doceniam jeszcze bardziej. Zatrzymuje się na moment, by uśmiechnąć się do starszej pani, by podziękować panu, który zatrzyma się na pasach, bym mogła bezpiecznie przejść, by zrozumieć sens wiersza, by napić się aromatycznej kawy i zapamiętać jej smak na cały dzień.
Gdy jestem spokojna mam czas na herbatę, na zabawę z psem, na wieczorny spacer... Nic mnie nie goni, nic nie pośpiesza, mogę skupić się na tym co jest tu i teraz... Ale do czasu.
Bo są takie momenty, w których spokój zmienia się w samotność, osamotnienie. Zostajemy sami z tym co nas otacza, z momentami i myślami, które są dobre, pozytywne, ale też z tymi, które nas osłabiają, smucą. Wtedy nawet gdy twoje skrzydła są piękne, odziane białymi piórami i jesteś z nich dumny, to czujesz się przybity, bo nikt prócz ciebie ich nie dostrzega. To jest właśnie najgorsze w samotności, brak dumy innych, bliskich osób. Gdy nie ma dumy, nie ma też motywacji ani nawet chęci, bo dla kogo to robimy? Tylko dla siebie? Przecież ja dla swojego zdrowia mogę pójść spać i przeleżeć w łóżku cały dzień i też będzie dobrze.
Zawsze mimo wszystko, tak zapobiegawczo, bałam się depresji, że mnie dopadnie w swoje sidła i nie
 wypuści. Nie pozwoli na głęboki wdech, na nadzieje, na uśmiech, na piękno rzeczywistości. Choroba, która niszczy od środka jest dla mnie gorsza niż ta, która zabija ciało. Dusza wtedy jest pusta, jest pozbawiona radości. Długi czas bałam się za każdym razem, gdy tylko łapało mnie zwątpienie, bo wiem, że podatna jestem na smutek. Bałam się zanurzyć w tym przygnębieniu, bałam się zatrzymać, więc wciąż na siłę pchałam swój kram do przodu, uśmiechając się do spotykanych ludzi. Udawałam przed nimi, ale i przed sobą, że te wszystkie smutne cytaty mnie nie dotyczą, że przecież ja się nigdy nie nudzę, że zawsze mam coś do zrobienia, że mieszkanie z chłopakiem to spełnienie marzeń, że jest idealnie, że nasz mały piesek, przecież nie robi żadnych problemów, a samotne popołudnia to czas właśnie dla mnie, że mogę wtedy pomyśleć, pisać, czytać. Że samotność otwiera przede mną tak wiele drzwi... Bzura. To wszystko to jedna, wielka bzdura, tylko po to, żebym uwierzyła, że mam dobre życie. Jakbym musiała się o tym upewniać. Teraz już przestałam się bać, nie walczę i nie udaję, po prostu jestem i akceptuje.
Nie wiem czy to tylko moje spostrzeżenie, czy widzą to wszyscy, ale zazwyczaj gdy mam zły humor, chce ponarzekać, posiedzieć w ciszy to jedyne pocieszenie jakie usłyszę to: "Przestań inni mają gorsze problemy". Tylko dlaczego ja mam się cieszyć skoro inni mają gorzej? Dlaczego miałaby mnie pocieszyć myśl, że ktoś tam po drugiej stronie globu właśnie siedzi i opłakuje śmierć kogoś bliskiego, albo nie ma co włożyć do miski? Dlatego nie mogę być smutna, bo  moje błahe powody są niewarte smutku? Czy smutek ma jakaś wagę albo masę? Kto ma prawo przydzielać sztuczne punkty smutku i decydować kto może być teraz zmęczony lub przygnębiony, a kto ma jeszcze za mało powodów?
Jest taka świetna bajka dla dzieci, która otworzyła mi oczy na tak banalne, a mimo wszystko istotne
rzeczy. "W głowie się nie mieści", czyli animacja, która pokazuje zalety smutku. Że możemy zbudować na nim fundamenty tego jacy jesteśmy, że może nas zmotywować, że zawsze prowadzi do radości, bo bez niego nie docenialibyśmy tego co piękne, dobre i szczęśliwe. Więc dlaczego jak ktoś jest smutny to nie pozwolimy mu na szlochanie w ciemności, tylko zadręczamy swoimi radami? Nigdzie nie jest napisane, że musimy się uśmiechać dwadzieścia cztery godziny na dobę, trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku.
Jestem zwolennikiem płaczu, kłótni i wyrzucania z siebie emocji, nawet tych negatywnych. To ma działanie sprawcze dla naszego ciała jak i głowy. Kiedyś w końcu trzeba wylać ten kubeł brudów, może nie komuś na głowę, ale na sytuacje, na relacje. Wyrzucanie z siebie dobrze robi na urodę, na głowę i na samopoczucie. Dlatego idźcie smućcie się, płaczcie i załamujcie ręce, a później zróbcie sobie kubek smacznej herbaty i pomyślcie nad tym jaki mamy piękny świat i ciekawych ludzi, a wtedy docenicie to dużo bardziej.

Trzeba swoje przepłakać, coś o tym wiem. 

Witajcie w Maju!

Witajcie w Maju!

Już dawno planowałam zrzucić własną strefę komfortu na drugi plan. Przestały się liczyć jakiekolwiek hamulce, zahamowania czy wątpliwości. Przyszedł czas prawdziwych zmian, zobowiązań i motywacji, która płynie z zupełnie innego źródła niż internet. Chce się realizować w takim stopniu, bym była z siebie zadowolona.
Czas przestać odkładać to na później, zapominać i przypominać sobie w środku nocy, by znów odłożyć to na poranek. Czas zacząć dzielić się z światem tą inną częścią mnie, która zazwyczaj jest zblokowana i schowana za zasłoną codzienności, by nikt nie dostrzegł wrażliwości, która może się we mnie tlić.
Na razie nie chce obiecywać niczego, określać tematów ani skupiać się na sprawach, które jutro mogą przybrać inny ton. Chce tutaj pisać, stawiać kolejne cegiełki i w końcu wznieść budowlę, która zachwyci przede wszystkim mnie, co nie jest takie łatwe. Jeśli chodzi o pisanie to jestem w stosunku do siebie bardzo krytyczna i to czasem popycha do przodu, a czasem niestety spycha na pobocze. Może to banalne, ale nic nie jest ani czarne, ani białe i chyba to chciałabym przekazać kolejnym pokoleniom bądź ludziom, którzy tu zajrzą.

Bloguję już jakiś czas, ale moje słowa są rozwiane po blogosferze w tak wielu kierunkach... Było opowiadanie, był pamiętnik, było kolejne opowiadanie i znów pamiętnik, a teraz jest co? Dosłownie wszystko. Postanowiłam, że skonstruuje bombę, co w dzisiejszych czasach jest chyba modne. Nie zamierzam być nijaka, niezdecydowana czy milcząca w niektórych kwestiach, bo to właśnie cisza nas niszczy, jest niemym przyzwoleniem, a to się nie godzi. Będę tutaj pisała o wszystkim. O troskach, o studiach, o miłości, o codzienności, o ulubieńcach życiowych i złościach, złości jest we mnie dużo. Z natury jestem buntownikiem, który zazwyczaj idzie pod wiatr, by móc pokazać innym, że to nie wstyd i trud, mieć odmienne zdanie. Nie chce tutaj nikogo do niczego przekonywać, chce pokazać wam odmienne spojrzenie.
Miło mi was poznać Moi Mili. Jesteście tutaj wszyscy mile widziani, z bagażem doświadczeń, z innym zdaniem czy z wyrozumiałością. Przyjmę każde słowa, które skierujecie w moją stronę z pokorą i zrozumieniem.
Copyright © 2014 Pololistka , Blogger